wtorek, 16 lutego 2016

IV

Po sylwestrowym wybryku czuł się jeszcze gorzej. O ile to w ogóle było możliwe. Chodził na treningi bo chociaż tam mógł się wyżyć. Mógł poczuć się z powrotem wolny. Boisko zawsze było odskocznią od wszystkiego. Treningi wysysały z niego całą energie, a co za tym idzie nie miał potem nawet siły na myślenie. Nie jednokrotnie w swoim życiu dziękował Bogu za to, że ma siatkówkę. Choć i ona czasem potrafiła być nieznośna i wredna. Potrafiła odebrać resztki chęci do życia. W takich momentach zawsze pomagała mu Iwona. To ona gdy wpadał w dołek natychmiastowo go z niego wyciągała. Ale wtedy pozwalał jej to robić. Po jakimś czasie dopuszczał ją do siebie. Teraz nie miał na to ochoty i czuł się z tym podle. Ale nie potrafił inaczej. Zdawał sobie sprawe, że traktuje ją jak powietrze. I że zdecydowanie nie powinien tak robić. Usłyszał skrzypnięcie drzwi, wzdrygnął się lekko ale nie odwrócił. Nie potrafił spojrzeć swojej żonie prosto w oczy. Tak, był tchórzem. Pierwszy raz w życiu zachowywał się jak tchórz i doprowadzało go to do szaleństwa. 

- Kochanie.. - usiadła obok niego kładąc dłoń na jego ramieniu. - Porozmawiasz ze mną? - spytała.

- Muszę pomyśleć. - odparł wymijająco. Chciał, żeby wyszła. Chciał być sam. Iwona skinęła głową i z cichym westchnieniem po chwili zniknęła z pokoju. 

Oparł łokcie o kolana zakrywając twarz dłońmi. Jego myśli zatoczyły krąg z powrotem wracając do Nadii. Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie. Była w totalnej rozsypce, ale w jej oczach było coś czego do tej pory nie potrafił rozgryźć. Patrzył na nią i widział obraz nędzy i rozpaczy. Z każdym kolejnym dniem poznawał jej wszystkie słabości. Pozwalała mu na to. Dopuszczała go do siebie, zaufała mu. Nie zdając sobie z tego sprawy pokochał ją z każdą wadą, choć cały czas zastanawiał się czy właściwie jakieś ma. Był gotowy iść z nimi przez życie. Był gotowy jej pomóc. I doskonale wiedział, co to oznacza..

Kolejne dni mijały, a ona nie potrafiła zebrać się na rozmowę z Krzyśkiem. Unikała go jak tylko mogła, właściwie widziała się z nim dwa czy trzy razy i nigdy na osobności. Bała się spojrzeć mu w oczy, bo w Sylwestra poczuła coś czego jeszcze nigdy w życiu nie czuła. Nawet podczas związku z Kacprem, a była przecież w chłopaku zakochana do szaleństwa. Wiedziała, że w końcu musi z nim porozmawiać. Tak być nie mogło. Nie chciała stracić człowieka, który stał się nieodłącznym elementem jej życia. Nie spodziewała się tylko, że ta rozmowa odbędzie się tak szybko, więc kiedy otworzyła drzwi, a przed nimi stał Ignaczak z trudem powstrzymała się od zatrzaśnięcia mu ich przed nosem. Stał nieruchomo wciskając ręce w kieszenie jeansów. Patrzyli na siebie w milczeniu dopóki Nadia nie odsunęła się na bok pozwalając Krzyśkowi wejść do środka. Zatrzasnął drzwi i stanął tuż za nią łapiąc za rękę i odwracając do siebie.

- Nadia.. - odezwał się cicho. - To co się wtedy wydarzyło.. - oparł się o ścianę wzdychając ciężko, cały czas ściskając jej dłoń. - Zakochałem się. - wypalił wpatrując się w nią nie pewnie. - Wiem, jestem kretynem, ale to jest silniejsze ode mnie. Nadia! - uniósł głos kiedy zobaczył, że dziewczyna w cale na niego nie patrzy. Objął dłońmi jej twarz. Dopiero wtedy zobaczył, że po jej policzkach spływają grube łzy. - Kocham Cię, słyszysz? - powtórzył.

Patrzyła na niego zamglonym wzrokiem, nie wiedziała co się dzieje. Nie wiedziała czy to sen czy faktycznie to dzieje się na prawdę. Ale przecież to nie miało żadnej racji bytu, nie miało sensu. Nogi jej się ugięły, nie miała pojęcia jakim cudem jeszcze stoi. Każde słowo, które wypowiadał trafiało prosto w jej serce.

- To jakieś szaleństwo. - kontynuował. - Idę do łóżka myśląc o Tobie, budzę się myśląc o Tobie. Myślę o Tobie cały cholerny dzień i nie potrafię przestać! - wybuchł. 

- Igła.. - wyłkała. Obserwował uważnie jej reakcje. Bał się, że właśnie wszystko spieprzył. Bał się, że ją straci. Jeszcze mocniej ścisnął jej dłoń. - Krzysiu, nie.. - pokręciła głową. 

- Cii.. - przyłożył palec do jej ust i przybliżył się na tyle, że pomiędzy nimi nie można było już wcisnąć choćby.. igły. 

Nie potrafiła mu się oprzeć. Nie potrafiła zaprotestować, zawsze tak było, zawsze była uległa, bo to przecież on, Krzysztof Ignaczak. On chyba to zauważył, bo jego usta znalazły się na jej wargach w tej samej sekundzie. Na początku całowali się delikatnie, jedynie lekko muskając swoje wargi. Jego ręce znalazły się na jej talii, a ona owinęła swoimi jego kark, palce wplątując w krótkie włosy siatkarza. Z czasem ich wargi zaczęły ze sobą współpracować, całowali się coraz namiętniej odrywając od siebie dopiero gdy zabrakło im tchu. Oboje ciężko oddychali, Krzysiek cały czas jedną ręką trzymał ją mocno przy sobie, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. Drugą natomiast gładził jej szyje. 

- Nie możemy.. - szepnęła prosto w jego usta starając się aby zabrzmiało to jak najbardziej normalnie.

- Mam już dość robienia rzeczy, które powinienem robić. Od samego początku, od momentu w którym zobaczyłem Cię wtedy, w parku poczułem coś.. czego nie potrafiłem zrozumieć, ale teraz wiem co to było. - słowa wypływały z jego gardła jak wystrzelane z procy. - W życiu jest tak, że zakochujemy się od pierwszego wejrzenia, chociaż rozsądek podpowiada, że to pomyłka i wtedy zaczynamy z tym walczyć, tak na prawdę wcale nie chcąc zwyciężyć. Ale w końcu nadchodzi chwila, gdy uczucie bierze górę i.. teraz wzięło. Nie chce, nie mam sił by to powstrzymywać. Chcę być z Tobą, chcę być przy Tobie. - dokończył na jednym wdechu opierając czoło o jej czoło. 

- Nie możesz. - odparła ledwo słyszalnie. - Masz rodzinę.. Żonę, dzieci. Przy nich musisz być, nie przy mnie. Ja jestem intruzem w Twoim życiu, Krzysiu. - ujęła jego dłoń, która cały czas obejmowała jej policzek.

- Nie mów tak. - oburzył się i przytulił ją do siebie czując, że ma przy sobie istotę, dla której zrobiłby wszystko, z którą chciałby spędzić wieczność, choć wieczność jest zbyt krótka na wyszeptanie tego jak bardzo mu na niej zależy. - Oboje wiemy, że ciągnie Cię do mnie tak samo jak mnie do Ciebie. - mówił pewnie patrząc prosto w jej załzawione oczy. - Wiem, że odnajdujesz bezpieczeństwo w moich ramionach, że uwielbiasz gdy jestem przy Tobie. Cholera. - przerwał na chwilę słysząc jej szloch i jeszcze mocniej ją do siebie przycisnął. - Przecież wiesz i ja też wiem jak uwielbiasz mój ton głosu i śmiech. Oboje doskonale to wiemy, prawda? Obojgu nam na sobie zależy. - wyszeptał, a ona w duchu zgadzała się z każdym wypowiedzianym przez niego słowem, choć w myślach wciąż krążyła postać Iwony, Sebastiana i małej Dominiki.. Wiedziała, że to jest dla nich zbyt niebezpieczne, zakazane. A ta myśl bolała. A on.. Miał dość powstrzymywania się. Chciał żyć chwilą i nie martwić się o konsekwencje. Chciał być z nią tu i teraz. Chciał ją czuć, jej dotyk, zapach, oddech. Wszystko.

- Co teraz będzie? - wyszeptała licząc na jakąś odpowiedź.

- Nie wiem. - pokręcił głową muskając ustami jej czoło. - Na prawdę nie wiem.. - dodał ciszej.

***

Gdy po kolejnym meczu wychodziła z Podpromia poczuła jak ktoś łapie ją za przedramie. Była pewna, że to Ignaczak więc jakie było jej zdziwienie kiedy zobaczyła, że osobnik, który ciągnie ją do samochodu wcale Ignaczaka nie przypominał. Choć również był siatkarzem. Wyraz jego twarzy nie znosił sprzeciwu, więc kiedy nakazał jej wsiąść do samochodu bez słowa wykonała jego polecenie, a on sam okrążając swoje auto w ciągu trzech sekund usiadł za kierownicą.

- Nasze życie to nie bajka. Właściwie to taki thriller. Czasem z domieszką horroru. - zaczął wlepiając niewidzący wzrok w przednią szybę samochodu. - Ciężkie treningi, po których nie raz nie ma się siły ruszyć nogą, ciągłe poświęcenia, wyjazdy. Prawie nie ma nas w domu. I nie ma znaczenia, czy żona zaczęła rodzić, czy to urodziny, komunia święta dziecka, ślub najlepszego przyjaciela, jakiś nagły wypadek. Nikogo to nie obchodzi. 

- Alek. - przerwała mu zdezorientowana. - Nie rozumiem.. O co chodzi? - zapytała. Spojrzał na nią uśmiechając się blado, po czym z powrotem wbił wzrok w szybę, nie mając zamiaru w tym momencie odpowiadać.

- Stres, przekładający się na napiętą atmosferę w domu, awantury rodzące się z niego. - kontynuował. - Przegrane, czasem zupełnie nie istotne, a czasem takie po których odechciewa się żyć, bo zdajesz sobie sprawę, że zrobiłeś wszystko, absolutnie wszystko, dałeś z siebie maksa, a i tak nic z tego nie masz. Na przykład medalu na który czekałeś przez całe swoje życie, na który jak wół harowałeś przez kilkanaście lat wylewając hektolitry potu na treningach, ryzykując swoje zdrowie. Wtedy przychodzi zwątpienie, bezsilność, mnóstwo pytań, na które nie potrafisz znaleźć odpowiedzi. Bo na nie po prostu nie ma żadnych odpowiedzi. Możesz nawet popaść w depresje. Do tego dochodzą kontuzje, atakujące zupełnie znienacka. Czasem drobne, ale są też takie, które potrafią wykluczyć z grania nawet na rok. I wtedy właśnie potrzebujemy drugiej osoby. Osoby, która pomoże nam przez to przejść, z powrotem naprowadzi na dobre tory, pokaże, że nie wszystko stracone. To musi być osoba z silnym charakterem, rozumiejąca pracę swojego mężczyzny, nie robiąca awantur za każdym razem, gdy trening się przedłuży, czy gdy partner z jakiegoś powodu nie może spełnić danej obietnicy. Osoba dużo silniejsza niż jej partner. Bo to ona musi zajmować się wszystkim, ogarniać to wszystko bo my.. My czasem jesteśmy jak dzieci we mgle. Błądzimy, nie potrafimy się odnaleźć. Taka osoba musi robić dobrą minę do złej gry. Wiem, że czasem tęsknota za partnerem jest wielka, wręcz nie do zniesienia. Trzeba  mieć w sobie mnóstwo sił, by nie rozkleić się gdy twój ukochany po miesiącu z dala od domu wisi na telefonie i płacze, że tęskni. W naszym życiu nie ma też miejsca na planowanie. Nie wiemy co zdarzy się za tydzień, dwa, czy pół roku. Musisz być całkowicie podporządkowana pod życie swojego partnera. Musisz być gotowa na wszelkie zmiany, te małe jak i te duże jak spakowanie całego dobytku i wyruszenie na koniec świata tylko po to, by Twój mężczyzna mógł dalej się rozwijać. - zaciął się na chwilę dając czas, aby te słowa w pełni do niej dotarły. - Jasne, że nie zawsze tak jest. - jego kąciki ust na krótką chwilę powędrowały ku górze. - Jest też miło, przyjemnie, czasem wręcz rewelacyjnie. Zawsze staramy się nadrobić czas, w którym nas nie było. Ale problem w tym, że tego straconego czasu kiedy byliśmy po za domem nie da się odrobić. Nic ci go nie przywróci, tracisz go bezpowrotnie. Jesteśmy sportowcami. Siatkarzami, więc to piłka jest naszym priorytetem. Możemy wmawiać sobie, że wcale tak nie jest, ale to kłamstwo. - prychnął. - Gramy całe życie, żyjemy z siatkówki i żyjemy siatkówką. Jasne, że są tacy, którzy zrezygnowaliby z niej, ale znam też takich, którzy za nic w świecie nie poświęciliby tego sportu dla kobiety, którą darzyliby choćby największą miłością. - tu odwrócił się do niej nie przerywając swojego potoku słów. - Siatkówka zawsze będzie na pierwszym miejscu. Wiesz co robisz? Jesteś na to gotowa? - zakończył świdrując ją spojrzeniem.

- Nie, Alek. - odparła pewnie choć głos niemiłosiernie jej drżał. - Nie wiem co robię, nie wiem co będzie, ale go kocham. Dla niego jestem w stanie zrobić wszystko. Mogę wskoczyć za nim w ogień, odciąć sobie rękę, nie ważne o co mnie poprosi, ja i tak to zrobię. On jest wszystkim tym, co mam na tym świecie, co jeszcze mnie tu trzyma, rozumiesz? - nawet nie zorientowała się kiedy łzy zaczęły skapywać na jej policzki. - I nie, nie zapominam, że on ma już swoją rodzinę, którą powinien się zająć. Pamiętam o tym i nigdy nie zapomnę. - wyłkała czując jak każde kolejne wypowiedziane słowo zupełnie rozwala ją na małe kawałeczki. - Wiem, że to złe, nie mądre i nie powinno mieć miejsca. Wiem też, że masz mnie za szmatę, która rozpieprza rodzinę twojemu przyjacielowi, a ja wiem, że masz racje. Ale kocham go, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Nie byłam na to gotowa, nie byłam gotowa na to, by kiedykolwiek pojawił się w moim życiu. Ale pojawił się. - rozpłakała się na dobre nie mogąc wydusić z siebie już ani jednego słowa. Kapitan Resovii zszokowany tym wyznaniem objął ją mocno i przytulił do swojej klatki piersiowej delikatnie głaszcząc po włosach.

- On nic ode mnie nie wymaga, wiesz? - wyszeptała po kilku minutach. - Wręcz przeciwnie. Daje mi więcej niż mam, dużo więcej niż ja mogę mu dać. On mnie bezinteresownie naprawia, uszczęśliwia, ochrania, nie chce mnie zmieniać tak jak wszyscy inni do tej pory. Tak po prostu chce mi coś dawać, rozmawiać ze mną. Martwi się, troszczy. Po prostu jest.. Bez żadnych warunków i zasad. 

- Myślę.. że on kocha Cię tak mocno, jak Ty jego. - wyszeptał zakładając kosmyk jej włosów za ucho. Uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. - Miałem Cię opieprzyć. Wybić go z głowy. Ale nie potrafię. Długo znam Krzyśka i nigdy nie widziałem, żeby patrzył na kogoś tak, jak patrzy na Ciebie. Nawet na Iwonę. - westchnął. - Wiem, że on dalej ją kocha, ale nie w ten sposób. Kocha ją, bo jest matką jego dzieci, kocha, bo spędził z nią tyle lat. Ale nic po za tym. A taka miłość nie ma sensu. Myślę.. - urwał wzdychając. - Myślę, że powinniście w końcu coś z tym zrobić. 

***

Po rozmowie z Alkiem, a raczej kazaniu, które jej zafundował dużo myślała. Ciągle w myślach powtarzała słowa, które wypowiedział. Zdawała sobie sprawe, że mówi prawde, że właśnie tak wygląda ich życie. I mimo wszystko była w stanie podjąć tą rękawice. Przecież zrobiłaby dla niego wszystko. Ale nie potrafiła znieść tego, że swoim postępowaniem krzywdzi niczemu winne osoby. A mimo to nie potrafiła mu odmówić, nie potrafiła go od siebie odepchnąć.

- Myślałem, że boisz się burzy. - zdziwił się wchodząc do salonu. Nadia stała przy oknie wpatrując się w błyskawice co i rusz pojawiające się na nocnym niebie. 

- Bo się boję. - odparła cicho. Krzysiek podszedł do niej obejmując od tyłu. Od razu wtuliła swoje plecy w ciało siatkarza. - Ale nie kiedy jesteś przy mnie. - dodała jeszcze ciszej przyciskając policzek do jego szyi. Zaśmiał się cicho jeszcze mocniej zakleszczając ją w swoich szerokich ramionach.

- Już późno. - wyszeptała wzdychając, gdy usta libero błądziły po jej gołych ramionach i szyi. 

Niezmienne od samego początku jego dotyk, a także oddech, który czuła teraz na swojej skórze powodował przyjemne dreszcze rozchodzące się po całym ciele. 

- Mhm.. - wymruczał wprost do jej ucha wywołując u dziewczyny trudności w swobodnym oddychaniu.

- Musisz wra.. - nim dokończyła Ignaczak odwrócił ją do siebie z prędkością światła odnajdując jej usta w które po mniej niż sekundzie zachłannie się wbił. Jęknęła nie spodziewając się takiego ruchu z jego strony. Oplotła ramionami jego kark tym samym przywierając do siatkarza całym swoim ciałem. Całowali się tak łapczywie jakby miało to być ich ostatnie zbliżenie. Błądził dłońmi po całym jej ciele rozpalając je przy tym do granic możliwości. To niesamowite jak działał na nią ten facet. Zadrżała gdy poczuła jego dłonie pod koszulką. Czuła, że kąciki jego ust lekko unoszą się ku górze. Od bliskości Ignaczaka i powoli brakującego tlenu kręciło jej się w głowie, co siatkarz chyba wyczuł, ponieważ momentalnie oderwał się od jej warg, przenosząc się tym razem na szyje zostawiając na niej mokre ślady i co chwile przygryzając, przez co z jej ust wydobywały się ciche jęki. Nawet nie zorientowała się, kiedy libero poprowadził ją do sypialni, gdzie jednym zwinnym ruchem zerwał z niej koszulkę i pchnął na łóżko zawisając po chwili tuż nad nią. Wplątała palce w jego włosy co i raz pociągając je ku górze. Przejechał językiem po jej wargach stopniowo zjeżdżając co raz to niżej. Całował jej szyje, ramiona, obojczyk, piersi i brzuch. Czuła jak pali ją całe ciało. Odepchnęła go w momencie gdy jego palce majstrowały przy zapięciu od dżinsów, lecz tylko po to by pozbyć się jego koszulki. Wlepiła wzrok w jego klatkę piersiową po której właśnie wędrowały jej palce. Opuszkami dokładnie badała każdy mięsień, który dostrzegała. Uśmiechnął się szeroko gdy przyciągnęła jego twarz do swojej ponownie złączając ich wargi w namiętnym pocałunku. Po chwili nie mieli na sobie już niczego po za bielizną. Krzysiek z uporem maniaka drażnił jej ciało pocałunkami tuż przy koronkowych figach. 

- Krzysiu. - wychrypiała, czując, że nie wytrzyma już zbyt długo. Zerknął na nią uśmiechając się leciutko. Uniosła się pomagając mu w zrzuceniu zbędnego materiału osłaniającego jej kobiecość, a zaraz potem ponownie przyciągnęła go do siebie obejmując dłońmi jego twarz i opuszkami palców gładząc zaczerwienione policzki.

- Kocham Cię. - wyszeptała wpatrując się prosto w jego oczy. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Patrzył na nią z wielką czułością, miała wręcz wrażenie, że w kącikach jego oczu zebrały się łzy, ale nie wiedziała czy to przypadkiem wzrok nie płatała jej figla. Uśmiechnął się. 

- Ja Ciebie też kocham. - odparł cicho muskając jej wargi. 

Wsunął dłoń pod jej plecy mocując się z zapięciem biustonosza. Zaśmiała się, wyginając ciało w łuk, aby nieco pomóc siatkarzowi w tym trudnym jak się okazało zadaniu. Po chwili on także pomagał jej w pozbyciu się jego bokserek, które wylądowały gdzieś w kącie pokoju obok reszty ubrań. Zawstydziła się leżąc pod nim całkiem naga, usilnie ramionami próbując osłonić swoje ciało. 

- Nie wstydź się. - wyszeptał z uśmiechem. - Nie masz czego. - dodał delikatnie odsuwając dłonie z jej piersi. Zarumieniła się, ale nawet nie próbowała odwrócić wzroku. Oczy libero miały w sobie coś, co za każdym razem przyciągało. Schylił się po raz kolejny całując jej brzuch, ona natomiast zacisnęła paznokcie na jego ramionach próbując zdusić w sobie nasilający się krzyk.

- Prooszę.. - jęknęła ostatkiem sił. 

Drugi raz nie musiała powtarzać. Podciągnął się na rękach by w tym momencie móc patrzeć prosto w oczy ukochanej. Jęknęła głośniej jeszcze mocniej wbijając paznokcie tym razem w plecy siatkarza, przez co i z jego gardła wydobył się krzyk. Oboje oddychali coraz szybciej próbując stłumić swoje emocje w szyi drugiego, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu. Nie mogli tego powstrzymać, a potem nawet nie chcieli. 

Zasnął tuląc ją mocno do siebie, a Nadia mimo zmęczenia nie potrafiła odpłynąć do krainy Morfeusza. Przypatrywała się spokojnie śpiącemu tuż obok niej siatkarzowi. Gładziła jego włosy, kark, policzek nie mogąc oderwać wzroku od jego twarzy. Nie wierzyła, że tu jest. Bała się, że jeśli tylko zapadnie w błogi sen, on zniknie. A tymczasem spał w jej ramionach jakby nigdy nic. Jakby to było zupełnie normalne. A przecież nie było. Wiedziała, że nie powinno go tu być, że powinna go obudzić i kazać wrócić do domu, do rodziny, tam gdzie było jego miejsce. Ale nie potrafiła. Choć raz chciała obudzić się obok miłości swojego życia, którą przecież bezapelacyjnie był. Był nią jeszcze za nim go poznała, był nią w momencie ich pierwszego spotkania, był potem przez ponad rok ich przyjaźni. I jest nią teraz. Przez całe życie nie dopuszczała do siebie tej myśli tylko ze względu, że uważała to za nierealne. Przecież to było nierealne! Miał swoją rodzinę i to automatycznie skreślało wszystko. Mogła o nim marzyć i śnić po nocach, ale nigdy nie spodziewała się, że jej życie potoczy się właśnie w ten sposób. Że pozna swojego idola, że ten idol stanie się jej najlepszym przyjacielem, i że pokocha ją tak mocno jak ona kocha jego. Słysząc jego równomierny oddech myślała o Iwonie i dzieciach, którzy niczego nie świadomi spali spokojnie zaledwie kilka kilometrów od nich. Myślała o tym, że burzy niczemu winną rodzinę. Rodzinę, która jeszcze przecież nie dawno tak ją cieszyła. Cieszyła się, że jej Igła jest szczęśliwy, że ma kogoś kto zawsze go wspiera, że nie jest sam. Byłaby w stanie zabić osobę, która zburzyłaby wszystko co było między tym małżeństwem. A teraz sama stała się tą osobą. Zachowała się jak najgorsza suka i zdawała sobie z tego sprawę. I już prawie podjęła decyzję o zerwaniu z nim jakichkolwiek kontaktów, kiedy ponownie na niego spojrzała. Uśmiechał się przez sen. Nie mogła, nie potrafiła i nie miała sił by wyrzucić go ze swojego życia na dobre. Kochała go. Tak mocno, że aż bolało.

4 komentarze:

  1. Pięćdziesiąt twarzy Igły
    Pamiętam to, wysyłałaś mi ten fragment, prawie zapomniałam wysiąść na mojej stacji metra, a potem prawie zleciałam ze schodów przez to.
    I pamiętaj. Nie czytam słabych rzeczy.
    Kocham♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże kochana trafiłam tu dzisiaj i jestem niezmiernie szczęśliwa, że tu jestem. To opowiadanie jest po prostu genialne. Masz tak wielki talent. Przeczytałam wszystkie części w pół godziny, może trochę więcej i już nie mogę się doczekać kolejnej części. Dodaj coś szybciutko :D pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, dziękuję za miłe słowa ale dalszej części nie będzie. :( Wstrętny laptop zeżarł mi całe opowiadanie, a ja nie czuje się na siłach, żeby pisać to jeszcze raz... Aczkolwiek bloga nie kasuje, może kiedyś uda mi się do tego wrócić. Jednak nic nie obiecuję.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Awards. Po więcej informacji zapraszam tutaj: http://siatkarskieoneparty.blogspot.com/2016/02/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń