niedziela, 27 grudnia 2015

II

Wigilia. Jeden z najbardziej znienawidzonych przez nią dni w roku. Dzień w którym przecież powinna się cieszyć. Dom pełen gości. Niby rodzina, a jednak tak obcy dla niej ludzie. Unoszący się w całym domu zapach czerwonego barszczu. Dzieciaki biegające między starszymi członkami rodziny na każdym kroku dopytujące kiedy będą mogli odpakować prezenty. Choinka stojąca w rogu salonu ozdobiona milionem światełek. Coraz grubsza warstwa śniegu za oknem. Pierwsza gwiazdka na niebie. Dwanaście potraw. Stojąc z boku i obserwując całe zamieszanie z całą pewnością stwierdziła, że to nie dla niej. Czuła się jak wyrzutek. Nie powinna tu być. Źle się czuła w towarzystwie swojej rodziny. Wolałaby przesiedzieć te trzy dni w swoim małym, ale przytulnym mieszkaniu. Oszczędziłaby sobie tego całego cyrku. Ale nie mogła. Musiała zacisnąć zęby i przetrwać te święta. Tak jak te poprzednie. I każde wcześniejsze. Dzielenie się opłatkiem to chyba jeden z najgorszych momentów całej tej szopki. Każdy kto do niej podchodził uśmiechał się tak sztucznie, że na sam widok miała ochotę zwymiotować. A nie zrobiła tego tylko dlatego, że nie miała czym. Przez cały dzień nic nie jadła, bo kiedy już zamierzała wrzucić coś na ząb jej rodzicielce przypominało się, że jeszcze coś trzeba zrobić.

W końcu wszyscy zasiedli do stołu. Wiedziała, że zaraz zacznie się ulubiona część Wigilii cioci Wandy, mianowicie - przepytywanie czego nienawidziła z całego serca. Nie cierpiała gdy ktoś nieproszony właził w jej życie z butami. Nie mogła pojąć dlaczego ludzie potrafią być tacy wścibscy i zamiast zająć się sobą próbują 'doradzać' innym.

- No jak tam kochaniutka, masz no jakiegoś chłopaka na oku? - zwróciła się do niej jej ulubiona ciocia, kładąc przy okazji na jej udzie wielką, pulchną dłoń.

Długo nie musiała czekać, przeleciało jej przez myśl.

- Nie, ciociu. Nie mam. - odparła spokojnie.

Za wszelką cenę musiała zachować spokój. W tym momencie nie potrzebna była żadna awantura, która zepsułaby ten dzień jeszcze bardziej.

- Ale jak to tak, kochanie? Ja w Twoim wieku to już dawno po ślubie byłam! I dwójkę dzieci miałam! To już Nadusiu ostatnia chwila! Masz no już swoje lata, dobrze by było się wreszcie ustatkować. Wiem co mówię, skarbie! - paplała jak najęta. - A słyszałam, że tych no.. piłkarzy poznałaś! A to tacy przystojni chłopcy, może wśród nich jakiś książę dla Ciebie się znajdzie, co? - entuzjowała się.

- Siatkarzy ciociu. - oznajmiła wyprowadzając ją z błędu.

- A kto by tam z tych siatkarzy ją chciał! - parsknął śmiechem wujek. - Tacy bogaci, każdą mogą mieć. Gdzie tam do nich nasza Nadia. - machnął ręką.

Puściła to mimo uszu. Jej wujek zawsze miał o niej jak najgorsze zdanie i uwielbiał je wyrażać na głos. Szczególnie przy całej rodzinie.

- Waldek. - warknął ojciec. - Ty się zajmij lepiej swoimi dziećmi. - mimo, że próbował zachować spokój widziała jak zaciska dłonie w pięści.

- Dajcie spokój. - uśmiechnęła się sztucznie próbując uratować sytuację.

- Ahh Ci mężczyźni. - westchnęła ciocia Wanda. - Musisz troszkę przytyć, dziecko drogie.. Sama skóra i kości! - pokręciła głową.

- O tak, przytyj. - zgodziła się ze słowami ciotki jej matka. Zmroziła ją spojrzeniem.

- A wracając do Twojego przyszłego męża.. - chrząknęła, Nadia wywróciła oczami. - Musimy Ci znaleźć jakiegoś bogatego, żebyś nie musiała się przepracowywać, wtedy zawsze łatwiej! - zachichotała.

- Takiego bogatego jak wujek Zbyszek? Żeby w końcu się znudził i zostawił mnie dla młodszej o kilkanaście lat? Przepraszam ciociu, ale chyba nie powinnaś mnie pouczać, skoro sama nie potrafiłaś utrzymać mężczyzny przy sobie. - ucięła podnosząc się.

Nie wytrzymała. W końcu ile można znieść?! Kątem oka widziała wściekły wzrok swojej matki i brata całego czerwonego przez powstrzymywanie śmiechu. Miała zachować spokój, ale nie potrafiła. Nikt nie będzie jej mówił jak ma żyć. Odwróciła się na pięcie i udała na piętro, prosto do swojego starego pokoju. Musiała ochłonąć, a zostając na dole nie była pewna czy przypadkiem ktoś nie straciłby życia. Usiadła na fotelu rozglądając się wokół. Jej pokój nie był już jej pokojem. Wszystko się tu zmieniło. Jej matka urządziła sobie w nim gabinet. Jeszcze bardziej utwierdziła się w przekonaniu, że dla niej w tym domu nie było już miejsca.

- Nadia, jesteś tu? - usłyszała głos swojego ojca.

- Jestem. - odpowiedziała, a po chwili zobaczyła swojego tatę w całej okazałości. Był chyba jedyną osobą, która jej nie krytykowała. On i jej młodszy brat, który ogólnie miał swoje własne życie i nie wcinał się w cudze. I chwała mu za to.

- Nie przejmuj się nimi. Wiesz jacy są.. - uśmiechnął się lekko. - Wracaj do nas.

- Tato, ale czy to ma sens? - westchnęła podciągając kolana pod brodę.

- Wiem, że to głupi argument, ale są święta i..

- I powinno się je spędzać z rodziną. - dokończyła. - Tak, wiem. - przytaknęła ruszając w stronę drzwi. - Robię to tylko dla Ciebie. - mruknęła wychodząc na korytarz. - I Alana. - dodała przypominając sobie o jej ukochanym młodszym braciszku. Uśmiechnął się szeroko klepiąc ją po plecach.

W momencie gdy schodzili po schodach usłyszeli tłuczone szkło i jakieś krzyki. Spojrzeli na siebie zaniepokojeni. Kiedy dotarli na dół okazało się, że agresja wujka Waldka znów się obudziła. W złości stłukł ulubiony wazon matki, a teraz rzucał się z łapami do swojej żony. Tego było już za wiele. Nie myśląc zbyt długo obróciła się na pięcie, w biegu złapała torebkę, płaszczyk i ze łzami w oczach wyszła z tego chorego domu. Czując mróz na swoich policzkach od razu poczuła się lepiej. Na prawdę nie chciała mieć nic wspólnego z tymi ludźmi. I nie przemawiał do niej fakt, że to jej jedyna rodzina. Rodziny tak się nie traktuje..

Dlaczego nie mogła mieć normalnej rodziny, która nie awanturowałaby się przy każdej okazji? Dlaczego nigdy z ust swojej matki nie usłyszała żadnej pochwały? Dlaczego nikt nie miał do niej ani odrobiny szacunku? I jak do cholery jej ojciec wytrzymywał to wszystko co działo się na jego oczach?!

- Nadia! - usłyszała za sobą.

Zatrzymała się nie wiedząc co robić. Uciekać, czy może porozmawiać z nim? Wygrał fakt, że to jednak jej brat. Odwróciła się. Alan w kapciach i byle jak narzuconej kurtce zbiegał właśnie ze schodów.

- Wracaj do środka. - kiwnęła głową na dom.

- A Ty? Gdzie idziesz? - dopytywał.

- Ja tu nie pasuję. - uśmiechnęła się blado. - To - wskazała okrężnym ruchem na dom - to już nie jest mój świat.

- Rozumiem. - uśmiechnął się pocieszająco. - Wiesz, że jesteś moją ukochaną siostrzyczką? - zapytał po chwili milczenia.

- Bo jedyną. - parsknęła śmiechem. - Wiem, Alan. I pamiętaj, że ja jestem. Jeśli tylko będziesz czegoś potrzebował..

- Wiem. - przerwał jej.

- Przepraszam. - uśmiechnęła się smutno.

- W porządku. Nie będę Cię zatrzymywał. Wesołych Świąt, siostra. - uśmiechnął się.

- Wesołych Świąt, braciszku. - ucałowała jego policzek i ruszyła przed siebie.

Nie miała się gdzie podziać, nie chciała wracać do pustego mieszkania, ale czy miała jakieś inne wyjście? Robiło się coraz zimniej. Szła przed siebie nie myśląc za bardzo o celu swojej podróży, więc jakie było jej zdziwienie kiedy nogi poniosły ją pod dom.. Ignaczaka. Zmarszczyła czoło rozglądając się po okolicy. Oprócz niej nie było tam nikogo, ale co się dziwić. Przecież była Wigilia. Raczej nikomu nie przyszło do głowy by urządzać sobie w czasie wigilijnej kolacji spacerów po osiedlu. Znów spojrzała w stronę domu libero. Przez okno widziała radosne twarze wszystkich domowników. I jego. Bawił się prawdopodobnie ze swoją córką prezentem, który jej kupił. Zresztą sama pomagała mu go wybrać. Uśmiechnęła się na ten widok. W jej myślach znów pojawiło się pytanie na które nie znała odpowiedzi i które prześladowało ją całe życie: Dlaczego ona nie mogła mieć takiej szczęśliwej rodziny?

W pewnym momencie Ignaczak gdzieś zniknął. Uważnie obserwowała dom, dlatego od razu zauważyła zapalone światło w jednym z pokojów na piętrze, a po chwili dojrzała również sylwetkę siatkarza w oknie. Schowała się za tujami, tak aby jej nie dostrzegł. Choć było na tyle ciemno, że raczej i tak nic by nie zobaczył. Ale ona widziała jego. Bardzo dokładnie. Intensywnie nad czymś myślał, a potem wyjął telefon, wstukał coś i przyłożył do ucha. Poczuła wibracje w swojej kieszeni. Zmarszczyła brwi i wyjęła telefon 'Krzysiu dzwoni' przeczytała cicho. Mimowolnie na jej twarz wstąpił uśmiech.

- Halo? - przycisnęła telefon do ucha.

- Jak Wigilia? - usłyszała po drugiej stronie.

- Dobrze. - skłamała cały czas obserwując Ignaczaka bawiącego się kawałkiem firanki. Chciała, żeby chociaż on w tym dniu był szczęśliwy, dlatego wolała go nie martwić.

- Na pewno? Masz jakiś dziwny głos. - czytał z niej jak z otwartej książki.

- Tak. Wszystko super. - odparła po chwili bijąc się z myślami.

- Dlaczego ci nie wierzę?

Zamilkła. Nie wiedziała czy powiedzieć mu prawdę. Ale nim zdążyła pomyśleć słowa same wypłynęły z jej gardła.

- Stoję pod Twoim płotem. - oznajmiła po kilkunasto sekundowej ciszy zaraz potem rozłączając się.

Była wściekła na siebie. Chciała uciekać, ale nogi wcale nie chciały współpracować z jej mózgiem. Cały czas obserwowała jego sylwetkę. Zmarszczył brwi i rozejrzał się dookoła. Widziała, że w pewnym momencie zatrzymał swój wzrok w miejscu, w którym stała, ale przecież nie mógł jej widzieć. Tuje były na tyle gęste, że było to po prostu nie możliwe. Opuściła wzrok, a gdy z powrotem go podniosła, siatkarza nie było już w oknie, choć w pokoju dalej paliło się światło. Nie minęło pięć sekund jak usłyszała otwierające się drzwi, a potem dostrzegła jego. Szedł do niej z zatroskanym wyrazem twarzy. Zrobiła krok w bok, tak aby mógł ją dostrzec i żeby ona lepiej widziała jego. Nie założył nawet kurtki, nie wspominając już o niezasznurowanych butach, przez które w każdym momencie mógł paść jak długi. Przekręcił kluczyk w furtce i wyszedł na ulicę.

- Nie wytrzymałam. - wypaliła przerywając milczenie. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy zrobił krok w jej stronę. - Chciałam wrócić do mieszkania, ale nim się zorientowałam, już stałam tutaj. - wyjaśniła zrezygnowana.

Przytulił ją. Jego silne ramiona od dłuższego już czasu wydawały jej się najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Była pewna, że właściwie w taki sposób, mogłaby umrzeć. Tulił ją do siebie jakby bał się, że zaraz zniknie, że już nigdy więcej jej nie zobaczy.

- Przepraszam. - wyjąkała dalej tuląc się do jego piersi.

- Nie masz za co przepraszać. - stwierdził ciepło całując czubek jej głowy.

- Mam. Jest Wigilia, powinieneś być tam - kiwnęła głową w stronę domu. - z rodziną. A stoisz tu ze mną. W dodatku bez kurtki. Będziesz chory.

- Ty też jesteś moją rodziną. - szepnął prosto do jej ucha.

Czuła ciepły oddech na swoim policzku. Mimowolnie uniosła głowę. Siatkarz odgarnął kilka kosmyków z jej twarzy unosząc delikatnie kąciki ust. Ona również się uśmiechnęła. Bo właśnie w tym momencie zdała sobie sprawę, że jest dla niego tak samo ważna jak on dla niej. Że pierwszy raz ktoś traktuje ją serio, akceptuje taką jaka jest. Fala ciepła stopniowo zalewała jej serce. Ratował ją. Od ponad roku, każdego dnia wnosił do jej życia coś bezcennego.

- Chodź. - ujął jej drobną dłoń ciągnąc lekko w kierunku furtki. Nie była pewna, czy dobrze robi, ale dała się poprowadzić. Nie miała tyle sił, aby zaprotestować.

- Mamy gościa! - oznajmił prowadząc ją za sobą prosto do salonu.

Od momentu w którym pojawiła się w domu Ignaczaków mogła z całą pewnością stwierdzić, że to była najlepsza Wigilia w jej życiu. Wszyscy przyjęli ją tak ciepło, jakby nie była dla nich zupełnie obcą osobą. Właściwie - nie była. Przecież dobrze znała się z familią Ignaczaków. Na meczach często można było ją zobaczyć w towarzystwie starszej latorośli siatkarza, czy małej Dominiki, która choć nie bardzo rozumiała o co tak właściwie chodzi w tym sporcie, to dzielnie kibicowała swojemu tacie. Z Iwoną z kolei kilka razy wyskoczyła na kawę. Przez ten rok było więc sporo okazji, aby mogli lepiej się poznać. A gdy już to nastało z niezadowoleniem stwierdziła, że trochę im tego zazdrościła. Tworzyli wspaniałą, kochającą się rodzinę. W ich domu zawsze pełno było miłości, ciepła i bezpieczeństwa, czego nigdy nie zaznała. I choć zauważyła, że pomiędzy Krzyśkiem, a Iwoną nie wszystko układa się najlepiej to w tym dniu nie chciała o tym myśleć. W skupieniu obserwowała jak Ignaczak bawi się ze swoimi dziećmi nowymi nabytkami, stwierdzając przy okazji, że siatkarz jest nie tylko wspaniałym facetem, ale też cudownym tatą. Już wcześniej to wiedziała, ale dziś, w Wigilię, w tym domu, poczuła prawdziwą magię świąt. Teraz już wiedziała dlaczego jej przyjaciel tak bardzo lubił ten czas..

***

Kolejne dwa dni Bożego Narodzenia spędziła już w swoim prywatnym mieszkaniu. Iwona razem z Krzyśkiem, a nawet Sebastian i Dominika nalegali, żeby spędziła ten czas z nimi, ale ona uparła się i postawiła na swoim, co w pewnym momencie wyprowadziło siatkarza z równowagi, ale nie chciała po raz kolejny zwalać im się na głowę. I tak robili dla niej zbyt dużo. Szczególnie libero rzeszowskiej drużyny. Cały czas miała wrażenie, że nie zasłużyła na to, żeby go w ogóle poznać, nie wspominając o przyjaźni, którą ją obdarował. A był to najwspanialszy prezent jaki mogła dostać. I chyba do końca życia będzie wdzięczna, za to, że ma kogoś takiego przy sobie. Kogoś kto zmienia jej życie na lepsze, wspiera w każdym momencie, cieszy się razem z nią, trzyma za rękę kiedy tego potrzebuje i ociera łzy. 

Sylwester zbliżał się coraz większymi krokami. Tradycją była już sylwestrowa impreza w domu Ignaczaków, którą siatkarz wraz z żoną urządzali od ładnych paru lat. Nadia miała w niej uczestniczyć po raz drugi, a dzień przed wciąż nie miała sukienki, która nadawałaby się na taką okazję. Chodząc po rzeszowskim centrum handlowym modliła się, żeby w kolejnym sklepie jakimś magicznym sposobem znalazła coś, co mogłaby kupić za przyzwoitą cenę. Niestety jedyne co znalazła to trochę zagubionego Nikolaya Pencheva kręcącego się po dziale męskim. Mimo wszystko uśmiechnęła się szeroko i od tyłu zaszła przyjmującego Resovii klepiąc go między łopatkami. Biedny Niko tak się wystraszył, że podskoczył w miejscu przewracając niczemu winny wieszak z koszulami, łapiąc się przy tym za serce.

- Mój Boże, Nadia! - zawołał odwracając się ku dziewczynie.

- Do Boga to mi daleko. - wyszczerzyła się, stając na palcach i cmokając siatkarza w policzek. - Co tu robisz? - zapytała przyglądając się sylwetce Bułgara, próbującego przywrócić do pionu wieszak z ubraniami.

- Przewracam wieszaki. - odgryzł się, ale po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Szukam jakiejś koszuli na jutro.

- Przymierz tą. - oznajmiła podając mu zwykłą, białą koszulę, która jak się okazało pasowała idealnie.

- A Ty? - zapytał. - Co tu robisz? - dodał widząc zdezorientowanie na twarzy swojej towarzyszki.

- Szukam sukienki. - westchnęła. - Ale chyba będę zmuszona Sylwestra spędzić w worku. - skrzywiła się przecierając twarz dłonią. Nikolay parsknął śmiechem.

- Chodź, pomogę Ci. - stwierdził łapiąc ją za rękę i ciągnąc w tylko sobie znanym kierunku.

Wepchnął ją do sklepu, którego nazwy nie była nawet w stanie wymówić i ze skupieniem wymalowanym na twarzy kręcił się między tysiącem przeróżnych sukienek. Wyglądało to dość zabawnie, ale wolała się nie odzywać. Była mu wdzięczna, że pomaga w wyborze sukienki, a przecież jest facetem i równie dobrze mógłby zwiać do domu! Po dobrych dziesięciu minutach wyrósł przed nią jak drzewo obładowany piętnastoma sukienkami.

- Chcesz powiedzieć, że ja mam to wszystko przymierzyć? - przeraziła się idąc za Nikolayem w stronę przymierzalni.

Chłopak jedynie uśmiechnął się szeroko i wepchnął ją razem ze stosem sukienek do małego pomieszczenia, sam zajmując miejsce na kanapie. Nadia podparła się pod boki i wbiła wzrok w sukienki, które jakimś cudem udało jej się zmieścić na wieszakach. Wzięła pierwszą lepszą i szybko na siebie narzuciła krzywiąc się niemiłosiernie. Sukienka była ładna, ale jak dla niej stanowczo za bardzo świecąca, a przecież nie chciała brać udziału w konkursie pod tytułem 'Choinka vs Nadia'. W dodatku jej cena nie zachęcała, więc po pokazaniu się Penchevowi, który cierpliwie czekał rozłożony na kanapach przed przymierzalniami i atakiem śmiechu z jego strony, co wywołało również śmiech dziewczyny - oboje zgodnie stwierdzili, że ta sukienka odpada. Po przymierzeniu każdej kolejnej wychodziła z przymierzalni prezentując się siatkarzowi, który reagował różnie, raz nawet ze śmiechu spadł na podłogę. Personel sklepu patrzył na tę dwójkę jak na największych idiotów, ale oni nic sobie z tego nie robili. W najlepsze bawili się w pokaz mody gdzie główną bo jedyną modelką była Nadia, a jury Nikolay. Nadia jedynie zastanawiała się kiedy wyrzucą ich ze sklepu na zbity pysk. Przymierzała już chyba dwunastą sukienkę z kolei i tylko gdy zdążyła wciągnąć ją na siebie tuż za sobą ujrzała głowę Nikolaya.

- Hej! - zawołała i już chciała się odwrócić i pacnąć go po głowie, ale zrezygnowała z tego pomysłu tylko gdy zobaczyła jego minę. Oczy wielkości pięciozłotówek i opadnięta szczęka, a w końcu szeroki uśmiech malowały się teraz na jego twarzy.

- Wow. - wydukał kiwając głową z uznaniem.

Spuściła nieco głowę nie chcąc aby siatkarz zauważył jej zarumienione policzki, ale kiedy poczuła jego ciepłe palce na swoim gołym ramieniu z powrotem wbiła wzrok w lustro widząc za sobą lekko uśmiechniętego Bułgara, który nie pytając o pozwolenie wślizgnął się do przymierzalni teraz odgarniając długie kasztanowe włosy dziewczyny na jedną stronę. Wodził opuszkami palców od ramienia do samego policzka powodując ciarki na całym jej ciele. Przyglądała mu się z zaciekawieniem, a kiedy siatkarz musnął ustami jej ramię, przymknęła oczy. W pewnym momencie szatyn jedną ręką objął ją w tali i zdecydowanym ruchem przyciągnął do siebie. Nie była na to przygotowana, więc całym impetem wpadła na jego tors. Całował ją po ramionach, szyi, karku, powodując kolejne dreszcze przechodzące po całym jej ciele. Nawet nie wiedziała kiedy jej ręka powędrowała na kark siatkarza. W jednej sekundzie obrócił ją do siebie i wbił się w jej usta przyciskając do jednej ze ścianek przymierzalni. Błądził dłońmi po całym jej ciele, w końcu łapiąc pod uda i unosząc do góry. Szczelnie oplotła nogami jego biodra i wczepiła palce we włosy przyjmującego, który cały czas językiem penetrował jej jamę ustną jakby próbował tam coś znaleźć. Dopiero gdy zabrakło im tchu oderwali się od siebie. Oddychali ciężko wpatrując się w swoje twarze. Nie była w stanie się odezwać i nie było to spowodowane przyśpieszonym oddechem, on chyba też nie wiedział co powiedzieć jakby zawstydzony tym co właśnie się wydarzyło. Uwolniła go z uścisku, a on postawił ją na ziemi. Nie wiedziała czemu pozwoliła na to chłopakowi, ale prawdę mówiąc brakowało jej czułości, tych choćby najmniejszych gestów. Od ładnych paru lat nie miała faceta, ale też nigdy za specjalnie nie martwiła się tym faktem. Jej ostatni dłuższy związek skończył się dość tragicznie. Doskonale pamiętała jak Kacper znęcał się nad nią, ale ona była w nim zakochana i w tamtym momencie pozwoliłaby mu na wszystko. Choć od tamtej pory głośno i wyraźnie twierdziła, że kolejny problem nie jest jej potrzebny to w głębi serca brakowało jej kogoś kto zaspokoił by jej potrzeby. To przecież normalne, ludzkie. I była pewna, że Nikolay potrzebuje tego samego..

1 komentarz:

  1. Fifty shades of Nikuś.
    Igła jest cudownym przyjacielem, ale to już wiemy. Gdzieś ostatnio rozkminiałam, że z niego nie da się zrobić czarnego charakteru, on zawsze jest taki dobry i kochany.
    Mniej kochana jest rodzinka Nadii. Ja ją rozumiem, ja w tym roku robiłam to samo, może nie tak spektakularnie, ale też kilka razy wstałam i wyszłam z pokoju, bo miałam dość. Z rodziną najlepiej na zdjęciach, coś w tym jest.
    Nikusia kocham, w każdym wydaniu, zawsze i niezmiennie.
    Na Ciebie mam focha, wiesz za co♥

    OdpowiedzUsuń