Przez pół nocy kręciła się po całym łóżku nie będąc w stanie zasnąć. Ciągle myślała o wydarzeniach sprzed kilkunastu godzin. Zżerały ją wyrzuty sumienia. Po tym co się stało w przymierzalni jak najszybciej razem z czarną sukienką z wycięciami na plecach uciekła jak najdalej od Pencheva. Postąpiła jak gówniara, ale była chyba zbyt zszokowana całą sytuacją. Teraz odczuwała skutki nie przespanej nocy, a przecież za godzinę miała wstawić się u Ignaczaka, a za jakieś pół wyjść z mieszkania. Na szczęście musiała jeszcze tylko lekko podkręcić włosy i już miała to robić, ale przerwał jej dzwonek do drzwi. Nie wiedziała kto śmie jej przeszkadzać, ale lepiej, żeby było to ważne. Podeszła do drzwi, a kiedy je otworzyła od razu miała ochotę je zamknąć. I wcale nie dlatego, że nie chciała go widzieć, po prostu czuła się głupio, przez swoje kretyńskie zachowanie z poprzedniego dnia.
- Niko.. - wydukała wreszcie starając się nie patrzeć w brązowe oczy przeszywające ją na wylot.
- Mogę? - odchrząknął. Skinęła głową bez słowa zapraszając go do środka.
- Przepraszam za moje wczorajsze zachowanie. - wyrzuciła z siebie od razu podchodząc do niego nie pewnie. - Nie powinnam była tak uciekać. Przepraszam.
- To ja przepraszam. - złapał ją za rękę. - Nie powinienem..
- Daj spokój. - przerwała mu. - Chyba oboje tego potrzebowaliśmy. - wzruszyła ramionami uśmiechając się nieśmiało. - Tylko ja.. - spuściła wzrok, nie wiedziała jak mu to powiedzieć - Nie chcę żebyś zrozumiał mnie źle, bo ja nic do Ciebie nie..
- Wiem. - teraz to on jej przerwał. - Ale pomyślałem, że skoro Ty nie masz nikogo i ja też nie, to może.. No wiesz, że może byśmy spróbowali tak bez zobowiązań? - wydusił z siebie. - Możesz mnie walnąć w łeb, jeśli przesadziłem. - dodał szybko widząc jej minę.
- Nie, to znaczy.. Zaskoczyłeś mnie. - uśmiechnęła się.
- To znaczy, że przemyślisz moją propozycję?
- Przemyślę. - zgodziła się. - Ale nic nie obiecuje. - dodała widząc jego uradowaną minę.
- W porządku. - przytaknął.
- Okej, zaraz wracam.
Uśmiechnęła i od razu zniknęła w łazience. Musiała przecież ułożyć i lekko podkręcić włosy, ale niestety nie było jej to dane. Nikolay od razu za nią wparował do pomieszczenia przysiadając na brzegu wanny.
- Niko! - parsknęła śmiechem. - Nie gap się tak, bo spalę sobie włosy. - zbeształa go. - Idź lepiej zamówić taksówkę.
Nie sądziła, że pójdzie, a jednak. Bez zająknięcia wstał i wyszedł z pomieszczenia, dzięki czemu w spokoju mogła dokończyć swoją fryzurę. Po odłożeniu lokówki na swoje miejsce, przejrzała się w lustrze ze zdziwieniem stwierdzając, że wygląda na prawdę nieźle. Akurat kończyła malować usta gdy Penchev oznajmił, że taksówka już jest. Wyszła z łazienki, z prędkością światła wsunęła na nogi szpilki, a na siebie narzuciła płaszczyk, złapała jeszcze torebkę i drugą papierową, w której znajdowało się whisky, którego nie cierpiała, ale wiedziała, że siatkarze mają hopla na punkcie tego alkoholu.
Pod dom Ignaczaków dojechali dokładnie dwie minuty przed czasem. Oboje wyskoczyli z taksówki płacąc przedtem kierowcy i przebijając się przez zaspy dotarli do drzwi, które otworzyły się gwałtownie, a w nich stanął uśmiechnięty od ucha do ucha gospodarz domu. Gdyby nie Niko, który w ostatniej chwili złapał Nadie w pasie prawdopodobnie wylądowałaby twarzą w śniegu i wyglądała teraz jak bałwan. Na szczęście siatkarze mają dobry refleks.
- Cześć. - uśmiechnęła się do dalej uśmiechającego się pełną gębą i wpatrującego w nią jak w obrazek Ignaczaka. - Halo Krzysiu, mówi się! - zamachała przed jego twarzą.
Dopiero wtedy libero powrócił na ziemię, jeszcze mocniej o ile to w ogóle możliwe, wyszczerzył się i ucałował jej policzek. Wręczyła mu mały prezent i wciągając za sobą Pencheva, który w biegu przywitał się z Krzyśkiem weszła do salonu, gdzie już uzbierało się spore stado wielkoludów buszujących przy wodopoju z procentami. Przywitała się ze wszystkimi i również skorzystała z wodopoju. Przecież Sylwestra na trzeźwo jeszcze nigdy nie udało jej się przeżyć. No, może wtedy gdy była małą dziewczynką i picie alkoholu było raczej nie wskazane. Przez kolejną godzinę schodzili się pozostali zaproszeni goście, przez co w domu Ignaczaka panował prawdziwy chaos.
Krzysiek nie mógł oderwać wzroku od Nadii. Wyglądała przepięknie. Czarna sukienka z dużymi wycięciami na plecach do połowy zasłaniała uda, idealnie podkreślając jej szczupłe ciało systematycznie katowane ćwiczeniami na siłowni.
- Nie gap się tak. - koło niego jak filip z konopi pojawił się kapitan Asseco Resovii. Ignaczak aż podskoczył.
- Co? - wydukał powracając do rzeczywistości.
- Przestań się tak na nią gapić. - powtórzył.
- Nie gapie się. - zaprotestował.
- Nie, wcale. - droczył się z nim.
- O co ci chodzi? - warknął, zgarnął ze stolika piwo i zgrabnie oddalił się od Achrema, który tylko pokręcił głową i dołączył do grupki kolegów zawzięcie o czymś dyskutujących.
Kolejne godziny mijały, a towarzystwo z minuty na minutę pochłaniało coraz to większe ilości alkoholu. Nadia również nie stroniła od procentowych napoi, ale nie była pijana. Wolała wolno sączyć drinki niż wypijać je na raz i nie dotrwać do północy. Kręcąc się po salonie zauważyła, że przekąski prawie się skończyły, więc od razu udała się do kuchni po dokładkę. Szperała po szafkach w poszukiwaniu kolejnych chipsów, kiedy poczuła za plecami czyjąś obecność. Nie zdążyła nawet nic powiedzieć jak siatkarz obrócił ją do siebie i wbił się w jej usta od razu sadzając na szafce za nimi.
- Niko, co Ty.. - wychrypiała.
- Cii.. - mruknął ponownie złączając ich wargi w gorącym pocałunku.
To nie był przekonujący argument, ale biorąc pod uwagę, że alkohol trochę szumiał w jej głowie przystała na to bez problemu. Jeszcze bardziej przyciągnęła do siebie Pencheva tak, że ten znalazł się teraz między jej nogami. Objęła go mocno i nie zważając na to, że zaraz zabraknie jej tchu jeszcze mocniej przycisnęła swoje wargi do jego. Nie myślała za wiele. Nie chciała myśleć. I nagle nie wiadomo skąd za ich plecami rozległ się głośny huk spadającej na podłogę metalowej miski. Odskoczyli od siebie jak oparzeni od razu odwracając się w tamtą stronę. Oboje zszokowani, choć Nadia również przerażona wpatrywała się w osobnika, który był sprawcą całego zamieszania. Chciała coś powiedzieć, ale słowa uwięzły jej w gardle. Próbowała uspokoić swój dalej płytki oddech, ale wzrok jej przyjaciela wpatrującego się w nich z miną, którą jak najszybciej chciała wyrzucić z pamięci wcale nie pomagał. Była pewna, że na moment stanęło jej serce. Jeszcze nigdy nie widziała twarzy Krzyśka wyrażającej tyle emocji. Zaskoczenie, przerażenie, niedowierzanie, ból i coś czego nie potrafiła nazwać malowało się na jego czerwonej chyba również ze złości facjacie. Zacisnął zęby i w jednej sekundzie obrócił się na pięcie znikając za ścianą prowadzącą do salonu.
- Cholera. - syknęła zeskakując z kuchennego blatu i odpychając przy okazji skołowanego Pencheva na bok, jak rakieta wyrwała za libero.
Wparowała do salonu rozglądając się na boki, ale po Ignaczaku nie było nawet śladu. Przymknęła oczy próbując opanować swoje zdenerwowanie, a gdy je otworzyła zauważyła niedomknięte drzwi prowadzące na taras. Z prędkością szybszą niż bolid Formuły 1 przepchała się przez cały tłum, aby jak najszybciej odnaleźć swojego przyjaciela, którego reakcja mimo wszystko ją zaskoczyła. Stał tam, pochylony, opierał się o brązową barierkę. Mimo panującej dookoła ciemności dojrzała jego zbielałe kłykcie, którymi ściskał szczebelki.
- Krzysiu? - zbliżyła się do niego ostrożnie.
- Zostaw mnie. - wycedził przez zęby. Był wściekły.
- Dlaczego się złościsz? - wiedziała, że nie jest to zbyt mądre pytanie, ale chciała wiedzieć. Dlaczego tak zdenerwował go ich widok? Przecież nie robili nic złego. Nic, co mogłoby mu się aż tak nie spodobać.
- Powiedziałem, zostaw mnie! - uniósł głos. Skrzywiła się. Nigdy nie podnosił na nią głosu.
- Nie, nie zostawię Cię. - zaprotestowała łapiąc go za ramię.
Odwrócił się, a gdyby wzrok mógł zabijać, Nadia już by nie żyła. Przestraszyła się go. Pierwszy raz w życiu bała się człowieka, który przecież był jej przyjacielem. Odruchowo zrobiła jeden krok w tył, puszczając przy tym jego ramie.
- Ile to trwa? - warknął zbliżając się do niej. - Ile?! - krzyknął, kiedy nie uzyskał żadnej odpowiedzi.
- Igła.. - jęknęła ręką zasłaniając usta i z przerażeniem wpatrując się w jego twarz. Widziała łzy w kącikach jego oczu, słyszała przyśpieszony oddech. Widziała drżące dłonie, ale nie rozumiała jego zachowania. - Czemu tak się zachowujesz? - spytała drżącym głosem. - Co się dzieje? - pisnęła, kiedy nie pozostawił jej już miejsca wciskając ją w barierkę.
Była pewna, że jutro obudzi się z siniakami na całych plecach. Gdy ponownie spojrzała na jego twarz po złości nie było już ani śladu. Skulił się, jego głowa wylądowała na jej ramieniu, zacisnął powieki, a z gardła wydobył się cichy jęk.
- Przepraszam. - szepnął. Tym razem jemu zadrżał głos. - Przepraszam.. - powtórzył równie cicho. Objęła go delikatnie za szyję.
- Już dobrze. - pocieszyła go wtulając twarz w jego policzek. Widziała i czuła łzy, które spływały mu po twarzy. Dalej była w szoku, była zła, ale nie mogła zostawić go samego w takim stanie. Tym bardziej, że nie miała pojęcia co tak właściwie przed chwilą się wydarzyło. Złapała jego twarz w obie dłonie i uniosła tak, aby spojrzał jej w oczy. - Co się stało? - spytała najdelikatniej jak tylko potrafiła.
- Nic. - pokręcił głową. - Przepraszam, nie wiem co się ze mną stało. - wydusił.
- Hej, oszaleliście? Co wy tu robicie, jest minus dziesięć stopni! - na tarasie ni stąd ni zowąd pojawił się Achrem.
- Już idziemy. - odparował Krzysiek zerkając na nią, obrócił się w okół własnej osi i natychmiastowo zniknął w budynku.
- Idź, zaraz przyjdę. - kiwnęła głową w stronę drzwi.
- Wszystko w porządku? - wlepił w nią zmartwiony wzrok.
- Jasne. - zebrała się na jak najszczerszy uśmiech. - Muszę tylko trochę odsapnąć, w środku jest strasznie duszno. - wyjaśniła, na co Alek tylko skinął głową i z nieodgadnionym wyrazem twarzy wszedł do środka.
Z westchnieniem oparła się o barierkę zastanawiając się co dzieje się z Krzyśkiem. Dalej nie rozumiała dlaczego tak zareagował, sam też jej tego nie wyjaśnił. Miała mętlik w głowie. Przecież nie możliwe, żeby był o nią zazdrosny. Przyjaźnili się, a on sam nigdy nie zrobił nic co mogłoby na to wskazywać. Nigdy, do dzisiaj.. Ale to było nie możliwe. Ignaczak miał żonę, dzieci, nie mógłby.. Ale przecież zawsze wydawało jej się, że patrzył na nią tak, jakby na świecie nie było nikogo innego, widział ją prawdziwą, ze wszystkimi wadami i lękami. Od ponad roku ciągle przy niej był, zaczął nawet unikać swojej żony. Czy to nie wystarczające argumenty, że jednak mógł być o nią zazdrosny? Odmienił jej życie i zdawała sobie z tego sprawę. Jakimś magicznym sposobem wyleczył też jej serce. Potrafił zajrzeć tak głęboko w jej oczy wyczytując z nich dosłownie wszystko, kiedy dotykał to tylko z uczuciem.. Ale czy to mogło być możliwe? Potrząsnęła głową. Nie, to na pewno nie mogło być możliwe. Może miał jakieś kłopoty? Może martwił się tym czy dostanie powołanie do reprezentacji? Przecież najważniejsza impreza w kraju startuje za dziewięć miesięcy. Z pewnością na głowie miał nie jeden problem. Ale na pewno nie mógł.. Nie, na pewno nie.
Weszła do środka kiedy zrobiło jej się na prawdę zimno. Zerknęła na zegar wiszący w centralnym punkcie salonu. Wskazywał godzinę 23:30. Mieli więc jeszcze pół godziny. Zrobiła sobie kolejnego drinka, a gdy odwracała się w stronę kanap dostrzegła Ignaczaka wlepiającego swoje ślipia w jej sylwetkę. Chciała odwrócić wzrok, ale coś w jego spojrzeniu przyciągało. I nagle zdała sobie sprawę, że może on na prawdę.. Za nim dokończyła myśl zakręciło jej się w głowie i gdyby nie przechodzący obok Alek pewnie po raz kolejny wylądowała by twarzą na podłodze.
- Nadia, dobrze się czujesz? - usłyszała zatroskany głos kapitana.
- Tak. - wydukała omiatając nieprzytomnym wzrokiem cały salon. - Ja tylko.. - urwała, gdy zobaczyła, że Ignaczaka nie ma tam, gdzie jeszcze przed pięcioma sekundami siedział, za to poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń i znajomy zapach perfum. Momentalnie zrobiło jej się gorąco, a przed oczami pojawiły się czarne plamki. - Zabierz mnie stąd, proszę. - wyszeptała słabo w stronę wlepiającego w nią zaniepokojone spojrzenie, Alka.
Drugi raz nie trzeba było mu powtarzać. Nawet nie wiedziała kiedy, a stała już w swoim płaszczyku zarzuconym na ramiona przed domem. Achrem cały czas kurczowo trzymał ją za ramiona i była mu za to wdzięczna, bo gdyby nie to z pewnością upadłaby na wykafelkowane schody. Czuła się fatalnie. Jak przez tyle czasu mogła tego nie zauważyć? Znała go na wylot. Wiedziała, że coś go gnębi. Ale on uparcie twierdził, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie chciał jej powiedzieć. Już to powinno dać jej do myślenia. Stała na małym tarasie przed domem i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Była rozdarta na milion małych kawałeczków, bo zdała sobie sprawę, że przecież.. on też nigdy nie był dla niej obojętny. I choć uparcie wmawiała sobie, że nie może przekroczyć granicy, teraz pozwalając by te myśli wzięły górę, przekroczyła ją. W jej życiu nigdy nie układało się tak jak powinno. Myślała, że już gorzej być nie może, ale właśnie w tym momencie dostała w dupę tak, że już nawet nie miała siły stać. Kocha go, a on..
Chciał iść razem z nią, ale groźny wzrok Achrema od razu odwiódł go od tego pomysłu. Nie wiedział co się z nim działo. Już od dłuższego czasu szatynka działała na niego wyjątkowo dziwnie. A kiedy zobaczył ją w kuchni z Penchevem.. Miał ochotę co najmniej rozwalić mu twarz. Był zazdrosny. I nawet nie potrafił tego ukryć. Może nawet nie chciał. Ile można udawać, że wszystko jest w porządku? Jego małżeństwo od dłuższego czasu nie było takie jak być powinno. Nie układało się między nim a Iwoną. I choć z początku próbował z tym walczyć, ratować to co zostało z jego związku, dłużej już nie potrafił. Nadal kochał Iwonę. I był tego w stu procentach pewny. Kochał ją, bo była matką jego dzieci.. Bo tych kilkunastu lat spędzonych razem nie dało się wymazać. Bo razem przeżyli cudowne chwile. Bo zawsze go wspierała. Bo wytrzymywała jego wszystkie humory nawet na chwilę nie dając do zrozumienia, że ma dość takiego życia. Ciągłych treningów, wyjazdów, porozrzucanych walizek po domu, wyszarpywania każdej minuty, którą mogli spędzić razem. Zdał sobie sprawę, że jest pieprzonym egoistą. Iwona była idealną żoną, a on w ramach podziękowania za te wszystkie poświęcenia i wyrzeczenia zakochał się w innej dziewczynie.. I choć rozum podpowiadał mu, żeby wycofał się z tego póki nie jest za późno to serce krzyczało, że przecież już jest za późno. Dużo za późno. Nie potrafił przetrwać choć jednego dnia bez spotkania z Nadią, nie potrafił nie wysłać jej sms'a na dobranoc, nie potrafił nawet racjonalnie myśleć. A już na pewno nie potrafił wyłączyć uczuć, którymi obdarzył Nadię.
- Nadia.. - odezwał się Alek. Spojrzała na niego nie pewnie.
- Dziękuję. - wydukała przecierając twarz dłońmi.
- Nie dziękuj tylko powiedz mi, co się z wami dzieje. - zmrużył oczy.
Znów zamarła, znów zakręciło jej się w głowie, ale teraz wylądowała prosto w ramionach Alka. Zacisnęła mocno powieki tak jakby chciała wyprzeć wszystkie nie proszone myśli, które falami wpływały do jej głowy. Poczuła jak silne ramiona Achrema zaciskają się w okół jej drobnej sylwetki. Złapała go za przedramię i ścisnęła mocno. Chciała zniknąć, zapomnieć o tym, co przed chwilą miało miejsce, zapomnieć o myślach, które za nic nie chciały dać jej spokoju.
- Nadia. - powtórzył głaszcząc ją po włosach. - Spójrz na mnie. - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. Powoli zadarła głowę do góry. Jej oczy błyszczały od zbierających się w nich łez. Achrem objął jej twarz dłońmi, tak, że teraz była zmuszona patrzeć mu prosto w oczy.
- Myślę, że Krzysiek coś do mnie czuje.. - wydukała drżącym i słabym głosem. Wyglądała jak mała przerażona a zarazem skrzywdzona dziewczynka. Achrem głośno wypuścił powietrze z płuc.
- A Ty? - zapytał. - Czujesz coś do niego? - dodał widząc zdezorientowanie wymalowane na jej twarzy.
- Ja.. Wydaje mi się, że.. - niestety albo stety nie było jej dane dokończyć, ponieważ przez frontowe drzwi z szampanem w dłoniach zaczęli wychodzić wszyscy goście. Do północy pozostało już tylko nie całe dziesięć minut. Większość siatkarzy rozkładała teraz petardy po całym ogrodzie, a Nadia z opuszczoną głową dalej stała na schodkach tuż przy drzwiach.
- Wszystko okej? - zapytał Penchev, który nie wiadomo skąd się tam wziął. - Uciekłaś mi.. - kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze.
- Przepraszam. - uniosła wzrok. - To nie był dobry pomysł, Niko. Przepraszam Cię.
- To przez niego? - kiwnął głową w stronę libero wkładającego pojedyncze petardy do pustych butelek po piwie.
Spojrzała w tamtą stronę zatrzymując wzrok na sylwetce Ignaczaka i uśmiechnęła się przepraszająco do przyjmującego. Pozostawiając Pencheva bez odpowiedzi podeszła do całej grupy odliczającej od dziesięciu w dół. Ktoś wcisnął jej w dłoń kieliszek z szampanem, ale w tym momencie nie zanotowała kto to był. Uniosła wzrok wypatrując pierwszych fajerwerków. A potem poczuła jak ktoś kładzie ciepłą rękę na jej brzuchu..
- Szczęśliwego Nowego Roku. - wyszeptał prosto do jej ucha.
Serce zabiło jej mocniej, odruchowo ścisnęła dłoń, która cały czas obejmowała jej drobne ciało. Obróciła się w jego stronę, ale nie spodziewała się, że Ignaczak stoi aż tak blisko. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, a oczy siatkarza wpatrywały się w nią tak intensywnie, że po raz kolejny prawie straciła równowagę. Nie mogła oderwać wzroku od jego niebieskich tęczówek. I nie chciała. Było w nich coś, czego nie umiała zdefiniować. Czuła, że jej wszystkie narządy wewnętrzne właśnie pozamieniały się miejscami. Krzysiek jeszcze mocniej zamknął ją w swoim uścisku. Jeszcze przy nikim nie czuła się tak bezpiecznie. Nigdy nie czuła, że może spokojnie zamknąć oczy, a gdy je otworzy on nadal będzie przy niej, trzymając ją w tym żelaznym uścisku. Czuła jego oddech na swojej skórze, czuła zapach jego perfum. Zapach, przez który z przerażeniem stwierdziła, że traci wszystkie zmysły.
- Szczęśliwego Nowego Roku. - wypowiedziała niemal bezgłośnie jedynie ruszając ustami.
Uśmiechnął się delikatnie dalej świdrując ją swoim spojrzeniem, aż w końcu musnął ustami kącik jej warg. Wstrzymała oddech dalej nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Nie słyszeli nawet co chwila wystrzeliwanych petard. Widzieli tylko siebie i słyszeli tylko swoje przyśpieszone do granic możliwości oddechy owiewające ich twarze.
Dopiero gdy Alek niby przypadkiem wpadł na nich, otrząsnęli się i powrócili do rzeczywistości. Nadia od razu przechyliła kieliszek wypijając do dna jego zawartość. Ignaczak rzucił jej jeszcze jedno spojrzenie i zniknął gdzieś w tłumie. Alek z poirytowaniem wpatrywał się w dziewczynę, ale ona nie zwracała na niego uwagi. Zabrała jego kieliszek i również opróżniła go do dna, po czym z prędkością światła wybiegła z podwórka Ignaczaków kierując się w stronę swojego mieszkania.